Listopad nie jest dobrym miesiącem dla samopoczucia. Święta jeszcze daleko, pogoda fatalna, a czas między wschodem a zachodem słońca skraca się niemiłosiernie. Nie trzeba być psychologiem, a także specjalistą od marketingu by zrozumieć konsumentów. Wystarczy zrobić atmosferę. Zbliżające się święta, ciemności rozświetlone mniej lub bardziej kolorowymi światełkami i poczucie, że taniej nie było i nie będzie, kierują miliony konsumentów do galerii, marketów, butików czy dyskontów. Amerykanie wynaleźli to już dawno. Ba, tradycję Black Friday w pierwszy piątek po święcie dziękczynienia zaszczepili w bogatszej części świata. I nagle w tym uporządkowanej, kolorowej i pełnej przecen rzeczywistości pojawia się nowa świecka tradycja… Czym jest Cyber Monday, że wyrobił sobie miejsce w napiętym marketingowym kalendarzu świata?
Aby zrozumieć istotę Cyber Monday, trzeba cofnąć się do początków XXI wieku. Internet nie osiągał jeszcze zawrotnej prędkości w amerykańskich domach. Nieco szybciej działał w biurach i na uczelniach. Niemniej coraz więcej firm odkrywało, że nowa, elektroniczna rzeczywistość może być świetną platformą dla handlu. Firmy zaczęły dokładnie analizować wirtualny ruch. Wnioski były tak oczywiste, że grzechem byłoby z nich nie skorzystać…
Handlowcy szybko zorientowali się, że w pierwszy poniedziałek po Black Friday ruch w sieci zaczął dochodzić do obłędnych wartości. Wyjaśnienie nasuwało się samo. Amerykanie, którzy wracali do pracy po długim weekendzie związanym ze świętem dziękczynienia, zamiast od rana zająć się obowiązkami zawodowymi… przeczesywali internet w poszukiwaniu tego, co zostało po czarnym piątku. To oznacza, że Cyber Monday narodził się sam! Wystrarczyło go odpowiednio opakować.
O ile Black Friday to stara tradycja, o tyle Cyber Monday to bardzo świeże zjawisko. Pierwszy raz użyto tej nazwy jesienią 2005 roku. Za jej pomysłodawców uważa się Ellen Davies z Narodowej Federacji Sprzedaży w USA oraz Scotta Silvermana. Shop.org wypuścił wówczas komunikat prasowy o krótkim tytule „Cyber Monday”. Przyjęło się!
Przykładając dzisiejszą miarę do pierwszych cyberponiedziałków, początki imponujące nie były. W 2006 roku konsumenci w USA wydali przy tej okazji 610 milionów dolarów, co uważano za sukces. Kwota ta wygląda jednak mizernie w porównaniu do rekordu ustatnowionego 14 lat później w czasie pandemii, kiedy nagle okazało się, że Cyber Monday jest dużo potrzebniejszy niż Black Friday, naturalnie ograniczony przez lockdowny. W 2020 roku cyberponiedziałek przypadający 30 listopada zarobił… prawie 11 mld dolarów w samych Stanach Zjednoczonych. Oprócz pandemii motorem tego wyniku była premiera znanej konsoli do gier, oraz liczne akcje sklepów, które w okamgnieniu zorientowały się, że internet może być ratunkiem dla akcji wyprzedaży. Wszyscy wiedzieli, że pandemia mocno uderzy w starą czarnopiątkową tradycję. Nie mylili się.
Europa chłonie amerykańskie tradycje jak gąbka. A jeśli pozwalają one na zwiększenie obrotów, dlaczego nie kopiować rozwiązań zza oceanu?
Specjaliści dostrzegają jednak zupełnie inny obrót spraw. Na starym kontynencie wszystko się wymieszało. Black Friday jest obchodzony zarówno w fizycznych sklepach jak i internecie. Nikt nie wraca wówczas z długiego weekendu. A internet, nawet na prowincji działa bardzo dobrze. Co więcej, zamiast jednego dnia, można zrobić cały tydzień wyprzedaży, czego dowodem są Black Weeks. Cyber Monday, w zależności od strategii specjalistów od marketingu może stać się kolejną „okazją” do wprowadzania promocji. Niezależnie od tego jak nazwiemy ten dzień, możemy być pewni. Przełom listopada i grudnia, na długo pozostanie czasem, w którym handel detaliczny będzie zarabiał więcej. A w internecie – coraz więcej!