Internet pełen jest porad dla kandydatów, którzy szukają pracy, a także chcą świetnie wypaść podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Autorzy tego typu artykułów często piszą o sztuczkach rekruterów, podchwytliwych pytaniach, oraz dają odpowiedź, jak wybrnąć z nich z twarzą. Pamiętaj, rekrutacja to "trochę" gra.
Najgorzej dzieje się, gdy rekrutacja zamienia się w przedstawienie. Po drugiej stronie nie mamy już kandydata, ale lepszego lub gorszego aktora, który musi przedstawić siebie w najlepszym świetle. Życie często weryfikuje szczerość takich rozmów. Często wszystko weryfikuje się w krótkim terminie. Wówczas potrzebna jest … kolejna rekrutacja.
CZYTAJ TAKŻE: Rekrutacja zgodna z prawem. O co można zapytać, a co trzeba przemilczeć?
Jesteśmy już duzi i wiemy, że magia nie istnieje. Istnieje za to iluzja. Zdarzają się podczas rozmów fantastyczni iluzjoniści, którzy potrafią tak przedstawić swoje kompetencje, że „kupujemy” ich bez słowa zawahania. Odrzucamy wszyskich innych kandydatów i uwiedzeni fantastycznym doświadczeniem i umiejętnościami podpisujemy umowę o pracę.
M.in. z tego powodu dobrze jest znaleźć sposób na przetestowanie umiejętności praktycznych. Proste pytanie „jak zrobiłbyś…” lub „jak zrobiłabyś…” może nam pomóc lepiej prześwietlić kandydata. Nie dajmy się zwieść natychmiastowej odpowiedzi. Kandydat, który czuje flow, jest w stanie wybrnąć z każdej sytuacji. Dużo lepiej powinien wypaść ten, który poprosi o czas na zastanowienie, lub zada dodatkowe, konkretne pytanie. Niejedna firma przejechała się na „magikach”. Uważajmy na nich.
Dobrze jest jeśli CV jesteśmy w stanie zweryfikować pod kątem prawdziwości. Znana jest nam historia pewnego przedsiębiorcy, znanego z tego, że był mecenasem sztuki i miłośnikiem muzyki fortepianowej. Kolejni kandydaci w punkcie „hobby” wpisywali więc zamiłowanie do muzyki Chopina. Liczyli tym samym na dodatkowe punkty. Pracodawca prowadzący osobiście rozmowy, przygotował sobie zestaw banalnych, lecz podchwytliwych pytań. Oto jedno z nich:
„A słyszał pan o tym, jak Mozart w Pradze spotkał się z Chopinem? Cóż to musiał być za koncert!!?” – brzmiała jedna z pułapek. Odpowiedź „Tak, słyszałem” demaskowała fałsz. Wszak Mozart zmarł przeszło dekadę przed narodzeniem Mozarta. Jeśli, ktoś jest gotowy skłamać w punkcie zainteresowania, skłamie też pewnie w bardziej znaczących akapitach.
Jak przyznał nam wspominany przedsiębiorca, w ciągu jednej rekrutacji, na taką pułapkę potrafiło się nabrać nawet kilka osób.
To kandydat nieco podobny do magika i starający się za wszelką cenę błysnąć wiedzą. Pal sęk, jeśli faktycznie wykazuje się znajomością poruszanych zagadnień. Są jednak tacy, który aby zrobić wrażenie próbują odwrócić rolę i stawiać się w roli recenzentów działań firmy lub jej poszczególnych działów.
I tak, kandydat na szefa działu marketingu zaczyna kwestionować dotychczasowe działania, nie zostawiając suchej nitki na poprzedniku. Nie potrafi przy tym jasno mówić o strategii jaką w omawianym zakresie proponuje. Choćby nakreślonej w ogólnym zarysie.
To także osoby, które aplikując na niższe stanowisko w jednym obszarze, natychmiast wchodzą w kompetencje zupełnie innych osób w firmie. Taki kandydat to czasem „kusząca” propozycja w sytuacji, kiedy w firmie dzieje się źle. Jak jednak pokazuje życie, zatrudnienie recenzenta, który nie potrafi wzbić się na poziom krytyki konstruktywnej, nie wniesie do firmy niczego dobrego.