Specjaliści ds. rynku rosyjskiego nie mają łatwego czasu. Marek zaczął się uczyć rosyjskiego dopiero na trzecim roku studiów. W ciągu dziesięciu lat opanował go do perfekcji. Jeszcze niedawno był dla swojego pracodawcy kluczowym pracownikiem, jak sam mówi – „jednoosobowym działem eksportu do Rosji”. Przyszła wojna, pojawiły się sankcje i decyzja szefa, że „do ruskich” niczego już nie sprzeda. Marek został nagle z dziesiątkami nikomu niepotrzebnych kontaktów, niedokończonymi sprawami. „Czuję się trochę tak, jakbym stracił pracę, choć szef mówi coś innego. Teraz poprosiłem o zaległy urlop” – mówi. Szef obiecał, że poszuka mu innego stanowiska. Tak, czy inaczej będzie zaczynał od zera.
Sytuacja Pana Marka jest nie do pozazdroszczenia. Eksport do Rosji i na Białoruś został odcięty. Ukraińscy kontrahenci mają dziś inne problemy. Ich zakład wstrzymał działalność. „Myślałem o tym, że jeśli stracę pracę, zajmę się czymś, może ktoś będzie potrzebował tłumaczeń na rosyjski. Część uchodźców mówi tylko w tym języku. Ale to przecież co najwyżej będzie wolontariat” – narzeka. Martwi się, że w małej firmie, w której pracuje, każdy ma co robić. Każdy, ale nie on.
Podobnie, wygląda historia pani Anny, która pracowała sezonowo w Ukrainie w biurze rekrutacyjnym obsługującym kilka polskich firm. Nie była skora do rozmowy. Powiedziała tylko, że na tydzień przed wybuchem wojny pracodawca kazał jej wracać z Kijowa do Polski. Podobno ma zająć się obsługą pracowników ukraińskich w Polsce, ale konkrety jeszcze nie padły.
W większych firmach problemy dotyczą całych zespołów, które obsługiwały rynki wschodnie. Trudno dziś pytać, czy i kiedy wypracowane kontakty handlowe oraz biznesowe relacje w ogóle jeszcze się przydadzą. Większość pracodawców przyznaje, że opcją numer jeden jest przeniesienie na inne stanowisko. Nikt nie zamierza zwalniać tych ludzi. Dużo trudniej jest jednak tam, gdzie dla rynków wschodnich pracowały zespoły lub całe działy. Tam redukcje wydają się niemal pewne.
CZYTAJ TAKŻE: Odpuść etat, idź na samozatrudnienie
Tymczasem wiele samorządów zwraca się do pracodawców posiadających pracowników biegle posługujących się językami ukraińskim lub rosyjskim o pomoc w bieżących działaniach, nawet w zakresie… wsparcia nauczycieli. Jak podkreślano wielokrotnie, osoba, która miałaby być pomocą dla nauczyciela, nie musi posiadać przygotowania pedagogicznego. Trudno jednak liczyć na wysokie zarobki. Potrzebne są także osoby do redagowania w języku ukraińskim urzędowych komunikatów, pism, a nawet obsługi interesantów, którzy uciekli przed atakiem rosyjskich wojsk.