Konkrety na temat tarczy antyinflacyjnej mają zostać ogłoszone przez rząd jeszcze w tym tygodniu. Kilku spraw można być pewnym. Jakkolwiek będzie ona wyglądała, jej działanie można będzie porównać do tabletki na ból głowy. Takiej, która nie usuwa przyczyn, a jedynie objawy. Trudno oczekiwać od popularnego leku przeciwbólowego, że „wyleczy” nadciśnienie. Ono nie zniknie, ale pulsujący ból głowy ustąpi. Przynajmniej na chwilę.
Dokładnie tak samo zadziałają pieniądze, przeznaczone na pomoc dla milionów gospodarstw. Mają zamortyzować szok powodowany drożyzną, ale nie wpłyną na to, że inflacja zacznie nagle spadać. Wielu Polaków, szczególnie tych uboższych, poczuje się jednak "zaopiekowanych" i będzie mogło kupić trochę więcej. Jakkolwiek, taki mechanizm teoretycznie inflację może tylko podbić, jednak trudno się spodziewać by były to zawrotne sumy, więc i presja na podnoszenie cen nie powinna być zbyt duża. W założeniu.
CZYTAJ TAKŻE: Inflacja w wersji turbo. Dlaczego ceny rosną?
Póki co, mamy kilka poszlak na temat kształtu ewentualnej pomocy. Po pierwsze słowo „tarcza” zyskało popularność w czasie walki ze skutkami pandemii. Zostało więc odkurzone przy okazji walki ze skutkami inflacji. Rzecznik rządu Piotr Mueller przyznał w rozmowie w programie Tłit WP, że rozwiązania „są praktycznie gotowe”. Z kolei premier w wywiadzie dla PAP, że pakiet działań, które mają amortyzować skoki cen, będą przedstawione „w najbliższych dniach”. Z wypowiedzi tej wynika, że chodzi m.in. o wzrost cen ciepła, gazu paliw, a także żywności.
Rekompensaty, które obiecuje rząd, nie będą jednak dotyczyły w równej mierze każdego. Składając w całość różne wypowiedzi przedstawicieli rządu, w tym premiera, wynika, że w przypadku tego wsparcia kluczowe będzie kryterium dochodowe. To od niego będzie zależało, czy dane gospodarstwo domowe otrzyma wsparcie, w pierwszej kolejności, czy też nie. W innym miejscu premier zapewnia jednak, że na tych rozwiązaniach skorzystają wszyscy Polacy.
Sporo w ostatnim czasie mówiło się o bonie energetycznym. Niewykluczone, że stanie się on częścią wspomnianej tarczy. Pomoc w formie „bonów” sprawdziła się w przypadku „bonów turystycznych”. Rząd i ZUS mają więc przećwiczony cały system od dystrybucji po wykorzystanie tego typu grantów dla przeciętnego Kowalskiego. Z różnych wypowiedzi wynika, że taki bon byłby przyznawany każdemu, a jego wykorzystanie nie będzie dotyczyło tylko rachunków za energię, ale także wielu innych produktów, czy usług. W sprawie konkretów trzeba jednak poczekać na ostateczną wizję takiego instrumentu, a takiej rząd jeszcze nie przedstawił.
Jedno jest pewne – ani bon energetyczny, ani tarcza antyinflacyjna nie zwalczą głównego zjawiska, jakim jest inflacja. Tak samo jak kilka miesięcy temu, z oczywistych powodów tarcza antykryzysowa, nie mogła sama w sobie zwalczyć sprawcę pandemii, czyli wirusa. Mamy więc do czynienia z typowym leczeniem objawowym, które jak wiadomo na dłuższą metę, nie rozwiązuje problemów, a wręcz je nasila.
Z punktu widzenia przedsiębiorców wsparcie konsumentów może oznaczać lepszą sytuację w relacjach B2C. Trudno jednak mówić o trwałej poprawie.
W ocenie ekonomistów inflacja dopiero się rozkręca. Według NBP jej szczyt, niewiele wyższy od obecnych wskazań (6,8%) powinien nastąpić na początku przyszłego roku. Makroekonomiści, w większości są jednak bardziej pesymistyczni. Wielu z nich twierdzi, że czekają nas ciężkie miesiące i dalsze podwyżki stóp procentowych. Być może nawet do poziomu 5%. A to przełoży się na wiele dziedzin życia. Uderzy głównie w kredytobiorców. Pośrednio także w handel i inwestujących w mieszkania. Tarcza, nawet najlepiej skomponowana, niewiele tutaj pomoże.