Konieczność szukania oszczędności wskazuje w badaniach zdecydowana większość przedsiębiorców. Zarówno tych, którzy prowadzą małe, jednoosobowe działalności, jak również właściciele dużych spółek. Trudno się temu dziwić. Ponad siedemnastoprocentowa inflacja i perspektywa trudnych wielu miesięcy, zmusza coraz częściej do trudnych decyzji. Cel: Oszczędności w firmie. Czasem po bandzie.
„Ale się zrobiło u pani miejsca w sklepie” – mówią klienci pani Magdaleny, którzy zauważyli, że na początku października, zniknęła jedna z dwóch lad chłodniczych. Oprócz tego, ze sklepu "wyleciała" także wąska przeszklona lodówka na napoje. „Musiałam zadziałać, bo nie jestem w stanie pracować tylko na rachunki za prąd” – przyznaje w rozmowie z Magazynem Firma.
Jak przyznaje, właśnie przechodzi szybki kurs optymalizacji kosztów. „Jak się okazuje, z jedną ladą chłodniczą, też się da żyć” – mówi. Do zmian zainspirowała ją siostra, która również prowadzi sklep spożywczy w innej miejscowości i podjęła bardzo podobne decyzje.
Inna branża i inna skala biznesu. Pan Piotr prowadzi ze wspólnikiem dużą firmę zajmującą się poligrafią. 7 lat temu zdecydowali, że w obliczu różnych zagrożeń związanych z cyberbezpieczeństwem, będą mieli własny serwer, a dane firmowe będą gromadzić na „prywatnej chmurze” w technologii NAS.
Panowie przeliczyli koszty i zdecydowali o odejściu od tego modelu. Wybrali zewnętrznego usługodawcę. „Prąd kosztuje, utrzymanie kosztuje. Wszystko musi chodzić 24 godziny na dobę i siedem dni w tygodniu. Szukaliśmy oszczędności, gdzie się da. Skorzystaliśmy z usług chmurowych i zewnętrznych serwerów. Może oszczędności nie są spektakularne, ale w połączeniu z innymi nie są niezauważalne” – powiedział.
Są też firmy, które decydują się na ograniczenie firmowej floty. „Po pierwsze, drogie paliwo, po drugie drogi leasing, trzecia rzecz to coraz droższe samochody. Najpierw zdecydowaliśmy o wydłużeniu eksploatacji aut we flocie, teraz radykalnie ją ograniczamy liczebnie” – powiedział nam dyrektor zarządzający flotą w jednej z dużych firm FMCG. Cięcia dotyczą głównie aut wykorzystywanych przez handlowców oraz część kierownictwa. „W zamian promujemy podróże pociągami. Siedziba naszej firmy jest blisko istotnego węzła kolejowego, więc to naturalna droga. Przy okazji jesteśmy bardziej ekologiczni” – dodał.
Wśród przepytanych przez nas przedsiębiorców, część wprowadziła również oszczędności na oświetleniu. Pojawiły się np. głosy o graniczeniu liczby lamp oświetlających place na terenie zakładów produkcyjnych, przyzakładowych parkingów oraz pomieszczeń, które ze względów bezpieczeństwa, często pozostawały z włączonym światłem na noc.
Wprowadzono również zasady odłączania urządzeń z sieci po skończonej zmianie. W tym także kserokopiarek, komputerów, a nawet urządzeń produkcyjnych.
Jak donosi wtorkowa (18.10) Rzeczpospolita, radykalne cięcia wprowadzają także centra handlowe. Polska Rada Centrów Handlowych przygotowała już specjalny poradnik dla zrzeszonych w niej firm. Niewykluczone, że skrócą się godziny otwarcia nie tylko poszczególnych sklepów, ale także całych galerii.
Pojawiają się również sygnały o oszczędnościach na benefitach dla pracowników. W zamian firmy oferują pewne rekompensaty w postaci niewielkich premii. Co ciekawe, tego typu kroki przyjmowane są często ze zrozumieniem. Świadomość ciężkich czasów jest powszechna. Tym bardziej że są firmy, które w obliczu coraz trudniejszej sytuacji decydują się np. na nieprzedłużenie umów na czas określony. Są również decyzje o zwolnieniach. Nikt nie ma wątpliwości, że choć w danych makro nie widać wzrostu bezrobocia, dochodzi do wielu dramatycznych decyzji. Ludzie naprawdę tracą dziś pracę.
To najgorsza z punktu widzenia gospodarki konsekwencja obecnej sytuacji. Firmy rezygnują z inwestycji, odkładając je na lepsze czasy. Wysokie stopy procentowe nie zachęcają do zakupu na kredyt, czy brania w leasing nowych maszyn i urządzeń. Na inwestycje w nowe hale, czy zakłady produkcyjnie mogą pozwolić sobie dziś nieliczni. Zamiast tego coraz częściej zauważamy decyzje o ograniczeniu lub wstrzymaniu produkcji. A to złe wiadomości dla wszystkich: podwykonawców, budżetu państwa i rynku pracy.