[et_bloom_inline optin_id="optin_4"]
Bary, restauracje i kawiarnie to miejsca, które bardzo mocno ucierpiały przez koronawirusowe realia i obostrzenia. 12 marca minął rok od wprowadzenia pierwszego lockdownu. Z krótką przerwą w miesiącach letnich, branża gastronomiczna pracuje w trybie na wynos, co znacznie ograniczyło wpływy i zmusiło do dzielenia się zarobkiem z dostawcami. Restauratorzy i właściciele barów wielokrotnie dawali upust swoim emocjom i pokazywali, że nie zgadzają się z decyzjami władz. Część dołączyła do ogólnokrajowego buntu, polegającego na otwieraniu biznesów mimo zakazów. Inni, przytłoczeni ilością opłat i brakiem oczekiwanych zysków wystawili firmy na sprzedaż.
CZYTAJ TAKŻE: Przedsiębiorcy nie ułatwią sanepidowi pracy. Mapa akcji #otwieramy za opłatą
Sytuacja jest zła i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie ulegnie poprawie. Do tej pory jedyną działania rządzących w stosunku do branży gastronomicznej kończyły się na opracowywaniu coraz to nowszych sposobów karania i kontrolowania nieposłusznych właścicieli.
CZYTAJ TAKŻE: Nie tylko Sanepid. Od poniedziałku zmasowane kontrole zbuntowanych przedsiębiorców
Przedstawiciele władzy obserwując sytuację i rosnące niezadowolenie właścicieli gastronomicznych biznesów zaczęli szukać satysfakcjonującego rodzaju pomocy celowej. Rychło w czas – chciałoby się skomentować. Rok po zamknięciu restauracji to najlepszy moment na tematyczne deklaracje. Ale wspominany wielokrotnie bon gastronomiczny to nic pewnego. Poza rozmowami w kuluarach nie zapadły żadne decyzje. Pewnym jest więc, że wsparcie jeśli nawet nadejdzie to nieprędko. Bon gastronomiczny miałby być odpowiednikiem bonu turystycznego. Ale jak powiedział na antenie radia TOK FM Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju żadne decyzje nie zapadły. I co więcej sam szef PFR nie wie, czy „bon gastronomiczny nie jest takim faktem trochę medialnym”.
Mimo, że rozmowy trwają znane są ogólne założenia bonu gastronomicznego. Miałaby to być dopłata do posiłków dla pracowników. Zachęta dla nich, by zamiast korzystać z innych opcji na przykład samodzielnego przygotowywania posiłków zamawiali jedzenie z restauracji. Państwo dokładałoby równowartość zakupionego przez przedsiębiorcę bonu. Co oznacza, że zamiast początkowych 100 zł, pracownik miałby do wykorzystania albo „przejedzenia’’ 200 zł. Korzystanie z bonu byłoby możliwe tylko w opcji „na wynos”.
CZYTAJ TAKŻE: Lokal zamknięty, a koncesja na alkohol do zapłaty. – To absurd – oceniają restauratorzy.