Pandemia koronawirusa trwa już 13 miesięcy. W tym czasie zostaliśmy wystawieni na niejedną próbę. Jedną z nich były absencje pracowników wynikające z zachorowania na COVID-19 lub koniecznej izolacji z uwagi na kontakt z osobą chorą. Pracownicy czy tego chcieli czy nie musieli przebywać na zwolnieniu. Nazwanie L4 sposobem na pandemię byłoby w tym przypadku nadużyciem, ale bez wątpienia koronawirus stanowił wyzwanie i dla przedsiębiorców i dla organu rentowego.
CZYTAJ TAKŻE: Zadaniowy czas pracy a ewidencjonowanie godzin
I nie ma się co dziwić. Jak wyliczył serwis bankier.pl przez 9 pandemicznych miesięcy 2020 roku, czyli od marca do grudnia pracownicy byli nieobecni w pracy przez ponad 35 milionów dni. Z powodu COVID-19 wystawiono w całym kraju 642 tys. zwolnień. A w samym marcu 2020 roku wydano 2,8 mln zaświadczeń. Porównując ten sam okres z rokiem 2019 zauważymy wzrost o 44,7 procent. Ale trzeba pamiętać, że liczba ta nie pokrywa się z ilością chorych. Część pracowników zamiast L4 wybierała pracę zdalną. Szczególnie samozatrudnieni korzystali ze zwolnień dopiero w obliczu ostateczności.
CZYTAJ TAKŻE: Kwarantanna to nie urlop. Jeśli są chęci można pracować
Podane przez ZUS liczby nie mogły przejść bez echa. Brak pracownika to bardzo duże utrudnienie w każdej firmie. Ale te małe odczuwają to naprawdę dotkliwie. Gdy nie ma osoby, która mogłaby zastąpić nieobecnego. Lub co gorsza zachorował cały zespół, niejeden szef znalazł się pod ścianą. Przecież w sytuacji, gdy jeden z członków zespoły otrzymywał wynik pozytywny testu na koronawirusa, obowiązkowa izolacja na najbliższe dni dotyczyła wszystkich z kim miał kontakt. Niestety, nie każde przedsiębiorstwo wyszło z tych opresji obronną ręką.
CZYTAJ TAKŻE: Mandat za wykroczenie skarbowe wzrośnie. I to trzykrotnie
Szczęściarze mogli skorzystać w tym trudnym okresie z pracy zdalnej. Jednakże wykorzystanie tej ewentualności zależało w dużej mierze od specyfiki danej firmy. Trudno prowadzić sklep internetowy, który codziennie wysyła zamówienia do klientów, gdy wszyscy pracownicy przebywają na kwarantannie lub izolacji.
Niejasna sytuacja, brak stabilności zatrudnienia i przede wszystkim troska o własne zdrowie z pewnością mogły zachęcać pracowników do przechodzenia na zwolnienia lekarskie. Ale wbrew pozorom, COVID-19 wcale nie był najczęstszym powodem nieobecności. Jak w roku poprzednim, tak i w 2020 najczęstszą przyczyna wystawiania L4 była ciąża i poród. Nawet natężenie zachorowań na koronawirusa nie zachwiało tej tendencji. Co więcej COVID-19 nie jest nawet na drugim miejscu w statystykach. Przed nim są bowiem choroby układu kostno-stawowego i mięśniowego. A za nim na czwartej pozycji zaburzenia psychiczne.
CZYTAJ TAKŻE: Firma w ciąży. Czy to legalne?
Sama nieobecność w pracy z powodu COVID-19 trwała w blisko połowie przypadków od 6 do 10 dni. Ta informacja również wywołuje zdziwienie. Przecież kwarantanna trwa 10 dni lub dłużej. Ale nie zapominajmy, że część osób stosowało samoizolację przed kontaktem z lekarzem, a inni nie wliczali do zwolnień weekendów. Tylko 17% zwolnień trwało od 11 – 20 dni. Co ciekawe grupą wiekową, która najchętniej korzystała z L4 z powodu koronawirusa byli pracownicy pomiędzy 35 a 49 rokiem życia.