Kiedy przy okazji pandemii pojawiają się raporty o rynku pracy, nie sposób w nich ominąć choćby akapitu o pracy zdalnej. Nazywana „nową normalnością”, „rewolucją w podejściu do zatrudnienia”, czy „rozwiązaniem, na które jesteśmy skazani”, może jednak okazać się intensywnym, lecz krótkim błyskiem w gospodarczej historii świata. Na świecie pojawia się bowiem coraz więcej krytycznych opinii na temat zjawiska „remote working”.
CZYTAJ TAKŻE: Jak motywować pracownika zdalnego
Po raz kolejny w ciągu ostatniego roku, właściciele firm usłyszeli komunikat władz, który nie może być adresowany do kogokolwiek innego. „Zwracam się do wszystkich przedsiębiorców i pracodawców z apelem, aby w ciągu najbliższych dwóch tygodni umożliwili swoim pracownikom, wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe, wykonywanie pracy zdalnej.”. Zazwyczaj po takim apelu, pojawiają się sygnały od części pracowników, że oni bardzo chętnie, zastosują się do zaleceń rządu…
CZYTAJ TAKŻE: Kontrola pracowników zdalnych. Z legalnością działań może być kłopot
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez The International Workplace Group 2019, czyli (uwaga!) przed pandemią, aż połowa populacji osób zawodowo czynnych choćby przez chwilę pracowała poza główną siedzibą swojego pracodawcy. Ba, w czasach, w których hasło „koronawirus” znane było jedynie naukowcom i lekarzom już 75% ludzi uważało, że praca zdalna jest naturalnym kierunkiem rozwoju świata – przypomina Entrepreneur Europe. Czyżby samosprawdzająca się przepowiednia?
W Polsce przed pandemią, te liczby kształtowały się nieco inaczej, ale zważmy tutaj na różnice metodologiczne. Według różnych badań, przed 2020 rokiem z pracą zdalną miało do czynienia od 11-15% pracowników. Po trzech miesiącach pandemii, o choćby częściowej pracy zdalnej mówiło już nawet 59-75% pracowników umysłowych. Swoją drogą ciekawe są te rozbieżności w poszczególnych badaniach...
Nazywanie pracy zdalnej „nowym ładem” w połączeniu z rządowymi zaleceniami, czy w niektórych krajach nawet nakazami rezygnacji z pracy w biurze na rzecz „pracy domowej”, sprawiło, że wszyscy zaczęliśmy szukać w takim rozwiązaniu pewnych plusów.
CZYTAJ TAKŻE: TOP 5 wymówek w pracy zdalnej. Pracodawco, niektóre wyjątkowo łatwo wykryć
Specjaliści od wszelkiego rodzaju optymalizacji kosztowej natychmiast w arkuszu kalkulacyjnym wprowadzili takie pozycje jak: najem powierzchni biurowej, koszty energii elektrycznej, serwisu drukarek, klimatyzacji, zakupu mydła czy ręczników papierowych. Nagle okazało się, że ta „nowa rzeczywistość” nie jest taka zła, jak mogłoby się to wydawać… przerażenie pandemią COVID-19 wymieszało się z entuzjazmem rynku pracy rozproszonego po domach, mieszkaniach, kawalerkach, pakamerach czy domkach na rodzinnych ogródkach działkowych.
Pokusa porzucenia nudnego biura, z tym samym od lat biurkiem, wykładziną, nieco zdezelowanym krzesłem, odbijaniem karty tuż przed 7:00 miała prawo być silna. Człowiek z natury potrzebuje zmian. Własny balkon, kapcie i cztery ściany, na które ciężko pracujemy przeliczając często PLN na CHF to alternatywa, która dla niektórych była jedynym „pozytywem” zderzenia światowej gospodarki z mikroskopijnym wirusem o imieniu SARS-CoV-2.
Potrzeba zmian sprawiła, że zagalopowaliśmy się z myśleniem o pracy zdalnej pisząc w wyobraźni futurologiczną wizję pustych biur i pracy z laptopem na kolanach we własnym ogrodzie. Oto mieliśmy być świadkami przełomu i nagle…
Po początkowym huraoptymizmie, i badaniach, które wskazywały większą wydajność, kreatywność i możliwości związane z pracą w domu, przyszło pewne załamanie. Nagle okazało się, że praca zdalna w salonie, podczas gdy w pokoju obok trwa nauka zdalna dziecka, nie jest najlepszym pomysłem. Potem przyszły kolejne pokusy i rozproszenia uwagi. Brak fizycznych spotkań, zastąpionych telekonferencjami, dzwoniący bez przerwy telefon i zamiana domowego azylu w biuro, zaczęły dla niektórych być irytujące.
CZYTAJ TAKŻE: Pomysł na biznes. Bushcraft i leśny survival rozwija się wyjątkowo szybko
Wiedzą o tym pracodawcy. Przy braku odpowiedniej organizacji, notują oni spadek wydajności od kilkunastu do kilkudziesięciu procent, podczas gdy badania publikowane w prasie często mówią o zupełnie odwrotnej tendencji – wzrostu zaangażowania i produktywności. Dwa światy?
Czy wizja zdalnej pracy dla każdego zaczyna się sypać? Niekoniecznie. Badania Gallupa przytaczane przez Entrepreneur Europe wskazują, że w miejscach, gdzie da się podtrzymać wysokie zaangażowanie obserwuje się blisko o połowę (41%) niższą absencję oraz rentowność wyższą o 1/5. Zwróćmy jednak uwagę na to jedno kluczowe zdanie „w miejscach, gdzie da się podtrzymać wysokie zaangażowanie”! Czyli nie wszędzie!
Starcie obu, potwierdzonych w praktyce przeróżnych wizji i podejść do pracy zdalnej pozwala dojść do wniosku, że mimo wszystko pandemia zostawi trwały ślad w sposobie organizacji pracy, jednak o rewolucji raczej nie można mówić. O ewolucji i owszem.
Oczywiście są takie firmy jak przedsiębiorstwa technologiczne czy niektóre instytucje finansowe, które już zdecydowały się na to, by zamienić wielkie powierzchnie biur na tzw. centralne „huby”, w których znajdzie się miejsce dla osób zarządzających oraz koordynujących pracę tych, którzy mają przywilej wykonywania obowiązków z dowolnej długości i szerokości geograficznej.
Nie wiadomo tylko jak przy tym wszystkim potraktować słowa szefa dużego amerykańskiego banku inwestycyjnego, który rzekomą „nową normalność” nazwał „aberracją”, która wymaga naprawy. I to szybko.