A gdyby rzucić etat, przestać mieć nad głową szefa, realizować zlecenie za zleceniem na własnych zasadach? Jak pokazują badania, taka myśl często pojawiała się w głowach przedstawicieli pokolenia Y. Szczególnie charakterystyczne było to dla pracowników, wchodzących w życie zawodowe w latach 2005-2020. Wolny strzelec – to aspiracja wielu osób, reprezentujących przeróżne profesje.
Zgodnie z definicją pojęcie „wolnego strzelca” jest dużo szersze niż „wolnego zawodu”. W ostatnich latach częściej stosowane jest określenie „freelancer”, choć ostatnio polskojęzyczny termin zyskuje na popularności. Co do zasady to osoba pracująca bez etatu i realizująca zlecenie za zleceniem. Częściej niż jeszcze 10 lat temu to także mikroprzedsiębiorcy, którzy śmieciowe umowy zastąpili fakturami VAT.
CZYTAJ TAKŻE: E-faktury KSeF. Od kiedy będą obowiązkowe?
Wśród freelancerów największą grupę stanowią fotografowie i fotograficy, dziennikarze, osoby zajmujące się tłumaczeniami, programiści, copywriterzy i ghostwriterzy, malarze, graficy komputerowi, konferansjerzy. Do tej definicji można zaliczyć także np. tzw. ekspertów kredytowych. W Polsce przyjęło się, że do określenia wolnych strzelców nie zalicza się osób wykonujących prace fizyczne, nawet jeśli działają w podobnych ramach prawnych jak wyżej wymienieni.
CZYTAJ TAKŻE: Najlepsze oferty dla wolnego strzelca - praca zdalna
Sytuacja wolnych strzelców zaczęła się psuć jeszcze przed pojawieniem się problemów inflacyjnych. Trzeba jednak przyznać, że wielu z nich przebrnęło przez pandemię suchą nogą, bowiem dobrze są przygotowani do zadań zdalnych. Momentem próby były… zapowiedzi wprowadzenia „Polskiego Ładu”. Wówczas wielu wolnych strzelców zaczęło poważnie myśleć o stabilnej robocie na etacie. Zdecydowana większość jednak, mimo złych prognoz nie rezygnowała z dotychczasowej formy działania.
CZYTAJ TAKŻE: NAJLEPSZY FAKTORING
Co stało się później? Inflacja mocno uderzyła w większość freelancerów. W przypadku sporej części z nich podniesienie cen oznaczałoby utratę zleceniodawców. Wszechobecną drożyznę łatwiej przechodzą ci, którzy są w stanie pracować więcej. Oczywiście pod warunkiem, że… mają więcej zleceń.
Pani A., która pracuje jako graficzka komputerowa mówi, że jej rytm pracy można porównać z oddychaniem. „To proste. Kiedy robi ci się duszno, wciągasz więcej powietrza. Kiedy się relaksujesz możesz oddychać płytko. Tak samo ja. Z inflacją radzę sobie tak, że biorę więcej zleceń. Zarabiam więcej i jestem w stanie przetrwać. Gdyby nie było takiej możliwości, zaczęłabym się dusić” – opowiada. Przyznaje, że mniej przejmuje się np. wzrostami cen paliw (choć dużo jeździ samochodem), niż jej partner, który pracuje na etacie i dostał ostatnio jedynie 5% podwyżki.
„Dusić” zaczyna się J. - ekspert kredytowy. „Moja działalność polega na pomaganiu ludziom w znajdowaniu kredytów hipotecznych i formalnościach z nimi związanych. W moim przypadku nie mogę pracować więcej bo… pracy nie mam w ogóle. Nikt dzisiaj nie chce zaciągać w moim mieście kredytów. Jest źle” – przyznaje w rozmowie Magazynem Firma.
W dobie tak wielu możliwości pracy zdalnej, mobilnego internetu, zaawansowanej technologii trudno oczekiwać, by aspiracje do stania się wolnym strzelcem wyginęły jak dinozaury. I choć część wolnych strzelców być może ucieknie w etat, większość z nich pozostanie na swoim. Często to osoby, które nie wyobrażają siebie w ramach określonych przez np. korporację. W trudniejszych czasach mają tę umiejętność zagryzania zębów i przyciskania pasa – jeśli trzeba. W większości przypadków to nie tylko styl życia i pracy, ale także ważny element osobowości.