Patrząc na handel w grudniu na pierwszy rzut oka chciałoby się powiedzieć – przecież nie jest tak źle. Poczta Polska jak co roku apeluje do klientów o wcześniejsze zakupy, bo centra logistyczne już są zapełnione paczkami. Jej konkurent InPost, który chwalił się ostatnio dziesięciotysięczną specjalnością zakładu, czyli paczkomatem, również zawczasu ostrzega, że gdzieniegdzie ich automaty mogą być przepełnione. Czyli kupujemy! I to na potęgę!
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Galerie handlowe pozwą państwo?
Kupujemy. Pytanie tylko co, za ile i w jakich okolicznościach. Przesłany elektroniczny gadżet za 2 tysiące, zajmuje tyle samo miejsca w skrytce, co maskotka za złotych dwadzieścia. Paczka z zestawem klocków z tańszej serii musi zostać tak samo wniesiona na czwarte piętro przez kuriera jak pakunek z konsolą droższą kilkadziesiąt razy. Takie porównania można ciągnąć w nieskończoność. Niestety statystyka ma to do siebie, że nie jest doskonałym narzędziem. A na pewno nie w tym przypadku. Nie wiemy jeszcze jakie produkty i za ile, zapełniają pocztowe sortownie. Co jest w środku dokładnie zapakowanych pudełek, ofoliowanych streczem i kolorową taśmą z reniferami?
Te święta nie będą „na bogato” - o czym świadczą liczby, jakie przytoczymy za chwilę. To poważna zmiana, bowiem dotąd badania wskazywały, że nawet osoby zwykle oglądające złotówkę z każdej strony, przed Bożym Narodzeniem dawały upust zakupowej żądzy, wydając w sklepach dużo więcej niż w pozostałe miesiące. Wiele wskazuje na to, że tym razem będzie inaczej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Oryginalne benefity pracownicze w covidowych czasach
Ciekawej lektury dostarcza nam opublikowany niedawno przez Związek Banków Polskich raport z badań „Świąteczny Portfel Polaków 2020”. Niestety jak się okazuje, finanse dużej części Polaków w covidowej rzeczywistości przypominają krajobraz po burzy. Aż 40% (!) badanych przyznaje, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy ich sytuacja finansowa uległa pogorszeniu. Jeszcze większa grupa konsumentów (45%) deklaruje, że na świąteczne zakupy wyda mniej niż rok temu. To oznacza, że świąteczne budżety milionów Polaków uległy bezlitosnym cięciom. Stać nas po prostu na mniej. Jeśli dodamy do tego obawy o najbliższą przyszłość, perspektywę utraty zatrudnienia, obniżkę (czasem kolejną) miesięcznego wynagrodzenia, trudno mówić o sprzyjających warunkach do wydawania pieniędzy.
Mówi się, że kryzys nigdy nie uderza w rynek dóbr luksusowych. Rok 2020 zrewiduje zapewne również tę obiegową opinię. Jak podały w czerwcu Wirtualne Media, dyrektor finansowy domu mody Chanel stwierdził, że przemysł dóbr luksusowych przez dwa lata, jeśli nie dłużej będzie się zmagał ze skutkami kryzysu związanego z wirusem SARS-CoV-2. Ale nie tylko o luksusie tutaj mówimy. Spójrzmy na dynamicznie rozwijający się rynek smartfonów, na którym w ostatnim czasie wyraźnie umocniła się oferta z tzw. średniej półki kosztem flagowców, które zawsze były obiektem westchnień fanów nowoczesnych technologii i które mimo wysokich cen rozchodziły się jak świeże bułeczki. Teraz wielu klientów przesiada się na „średniaki” co widać w ofertach elektromarketów i sieci telefonii komórkowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Masz alkomat w firmie? Grożą ci gigantyczne kary
Oczywiście od tej reguły są wyjątki, czego dowodem może być przedświąteczna premiera najnowszej konsoli japońskiego koncernu. Pe-eSy „piątki” rozeszły się jak świeże bułeczki, a na rynku wtórnym można znaleźć oferty z kilkukrotną przebitką. Patrząc jednak na deklarowane kwoty, jakie Polacy wydadzą na święta, trudno oczekiwać, żeby konsole stały się numerem jeden zestawu spełnionych marzeń pod bożonarodzeniowym drzewkiem… dlaczego? Spójrzmy na liczby z badania ZBP.
Co czwarty Polak zapytany w ramach badania ZBP deklaruje, że zakupione przez niego prezenty zamkną się w kwocie między 100 a 300 złotych. 32% ankietowanych mówi o kwocie od 300 do 500 złotych. 24% planuje wydać na spełnianie gwiazdkowych marzeń między 500 a 1000 złotych. Co możemy wyczytać z tych liczb? Że w kryzysowej sytuacji najwięcej zyskają ci, którzy w swojej ofercie mają tańsze produkty. Kluczem do poradzenia sobie w tej trudnej sytuacji jest dobre przemyślenie marketingowej strategii. Większy zysk przyniesie efekt skali na niższych marżach. Drogie oferty mogą poczekać na nabywców znacznie dłużej, co najmniej do zimowych przecen, które ruszą w styczniu. A skoro przeceny, to o wysokim zysku pewnie można zapomnieć.
CZYTAJ TAKŻE: Ryczałt 2021 – nowe zasady. Tabela limitów i stawek. Dla kogo ryczałt?
Niektóre firmy m.in. z branży spożywczej już przyjęły najwyraźniej, że tegoroczny grudzień trzeba będzie uznać za mało udany. Wiele firm zaniechało tworzenia świątecznych opakowań lub modyfikacji swoich produktów na świąteczną modłę. A jeśli już, to zrobiło w dużo mniejszej skali. Czego uczy nas ta obserwacja? Przede wszystkim tego, że wielu producentów zdaje sobie sprawę, że klienci podejdą do zakupów ostrożnie, a w sukcesie nie pomoże ani Mikołaj, ani bałwanek, ani najpiękniejszy zestaw gwiazdek. Zamiast inwestowania w „oprawę” lepiej zejść z ceny – w takich sytuacjach może przynieść to o niebo lepszy skutek.
W niektórych opracowaniach można przeczytać, że Polacy sporo zaoszczędzili „dzięki” kwarantannie. Mniej wydali na kina, siłownie, baseny, wakacje. Co do ostatniego podpunktu można się spierać, przypominając sobie pokazywane w mediach tłumy na bałtyckich plażach w czasie letniej wirusowej odwilży, kiedy wszystkim wydawało się, że pandemia odchodzi do historii. Po pierwsze, nawet jeśli ktoś wygenerował oszczędności, będzie wolał zachować je na niepewne czasy, które w opinii wielu ekspertów dopiero są przed nami. Z drugiej strony, tylko 15% uczestników badania ZBP przyznało, że w ciągu roku oszczędza z myślą o świętach. Co więcej, nie są to wysokie kwoty. Średnie rezerwy zawiązane z myślą o świętach nie przekraczają 500 złotych. No cóż, kwota nie powala z nóg.
CZYTAJ TAKŻE: Narty w Zakopanem jako służbowy wyjazd. Dziura w przepisach
Łatwo sobie wyobrazić, Twoje oburzenie drogi Czytelniku, jeśli okaże się, że odczyt sprzedaży konsumenckiej za grudzień nie będzie taki zły i żadnej katastrofy w danych nie zobaczymy. Szczerze sobie tego życzmy. Problem może jednak tkwić w strukturze koszyka konsumenckiego. Jeśli mocniejsza niż rok temu będzie w nim pozycja żywności, będzie to oznaczało, że pozostałe branże nie mają powodów do zadowolenia. Trudno będzie też rozebrać na czynniki pierwsze poszczególnych grup produktów przeznaczonych np. na prezenty oraz drogi ich nabycia (sklep stacjonarny czy e-commerce). Nie ulega jednak wątpliwości, że spora część firm, które rok temu świętowały przedświąteczny boom, o tegorocznym grudniu będzie wolała zapomnieć. Przez galerie handlowe nie przemieszczają się tłumy, a wolnych miejsc na parkingach (przynajmniej w tygodniu) jest więcej niż rok temu.
I jeszcze jedno. Jeśli Polacy do serca wezmą sobie zalecenie rządu o wigiliach ograniczonych do pięciu najbliższych osób, może się okazać, że pod choinką nie znajdziemy góry prezentów, a finansowa ostrożność rodaków, przełoży się na większą cierpliwość w oczekiwaniu na zimowe przeceny i promocje. Skoro na ferie nie pojedziemy, może poprawimy sobie humor zakupami np. w wirtualnej rzeczywistości?