29 mld złotych. To kwota, którą firmy korzystające z tarcz finansowych muszą zwrócić. Problem w tym, że wielu przedsiębiorców nie ma tych pieniędzy. I to nie ze swojej winy.
Gdy pandemia zablokowała wiele biznesów, ratunkiem dla nich okazały się tzw. tarcze finansowe Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR). Właściciele firm korzystali z nich chętnie. Teraz okazuje się, że dla niektórych takie wsparcie było bombą z opóźnionym zapłonem. Spora grupa przedsiębiorców będzie musiała oddać pieniądze. Problem w tym, że ich nie mają więc niedługo zapuka do nich komornik.
Dotacje PFR były przeznaczone dla przedsiębiorców prowadzących firmy w określonych branżach, m.in. gastronomicznej. Pieniądze otrzymane z PFR trzeba było wydać do końca marca 2021. Problem w tym, że lokale gastronomiczne zostały objęte lockdownej do maja. W efekcie niektórzy właściciele firm zdecydowali, że wydadzą pieniądze później. Efekt? Działanie niezgodne z regulaminem PFR i konieczność zwrotu środków. Na oddanie pieniędzy pozostało niewiele czasu. Termin zwrotu mija 30 czerwca 2022.
CZYTAJ TAKŻE:Będzie trzeba oddawać dotacje na działalność? Problemem faktura uproszczona
PFR wiedząc o problemach przedsiębiorców i tak wydłużył okres na zwrot nadwyżki dotacji. Pierwotny termin mijał 15 marca 2022.
Jak przekonują przedsiębiorcy, problem jest naprawdę poważny. Nie dość, że wiele firm nie odbiło się po obostrzeniach Covidowych, to na dodatek szaleje inflacja i rosną raty kredytów, maleje zdolność kredytowa. Nawet gdyby przedsiębiorcy chcieli pieniądze pożyczyć z banku, to nie będzie to łatwe właśnie przez rosnące stopy procentowe i coraz wyższe koszty kredytu.
Problem jest naprawdę poważny. PFR pod koniec kwietnia podsumował program tarcz finansowych. Wynika z niego, że przedsiębiorcy muszą oddać prawie 29,5 mld złotych. Dariusz Malinowski, doradca podatkowy, partner w KPMG, cytowany przez Rzeczpospolitą jest przerażony tym, w jak ciężkiej sytuacji znaleźli się przedsiębiorcy:
- Skoro z danych PFR wynika, że łączna kwota umorzeń w ramach rozliczeń subwencji finansowych to ok. 43,8 mld zł, to do zwrotu jest prawie połowa wsparcia. To gigantyczna skala, która może świadczyć, że wiele firm miało problem z prawidłowym odczytaniem zasad przyznawania środków. Oczywiście spora część tego, co wróci do PFR, pewnie leży na kontach beneficjentów, bo są to nadwyżki środków, których przedsiębiorcy po prostu nie wydali. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu wydało środki i tylko przez jakieś przeoczenie czy formalny błąd będzie musiało je oddać. A to może doprowadzić do fali bankructw – ocenia ekspert.
CZYTAJ TAKŻE: Firma ma problemy przez wojnę? Zobacz jaką pomoc oferuje ZUS
Szczególnie, że wiele programów dotacyjnych opiera się o system, w którym nie ma możliwości zastosowania niestandardowych rozwiązań. Jest konkretny zestaw elementów, których spełnienie bądź nie decyduje o określonych krokach postępowania.
Optymizmem napawa fakt, że przedsiębiorcy mogą w takiej sytuacji liczyć jednak na odszkodowanie od państwa. Zdaniem prawników, skoro termin wydawania środków PFR nie był tożsamy z okresem lockdownu, to można pozwać Skarb Państwa. Trzeba jednak pamiętać, że takie sprawy kosztują i trwają bardzo długo. Na takie działanie mało który przedsiębiorca będzie mógł sobie pozwolić.
O sprawie wie Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców. Niestety formalnie nie może zrobić nic ponieważ za realizację programu odpowiada minister rozwoju i technologii w porozumieniu z ministrem finansów.