Są sklepy, których nigdy nie dotknęła ręka specjalisty od merchandisingu. Może kiedyś pojawił się handlowiec od popularnego napoju, gum do żucia, czy wafelków, którego działania ograniczyły się do wyeksponowania logotypu, czy tekturowego displeja.
Mimo wszystko, w większości przypadków działania właścicieli sklepów to autorska i… trzeba to przyznać bardzo skuteczna metoda na zwiększenie sprzedaży. Tym razem szukamy inspiracji u najmniejszych. Jakie to pomysły?
Panią Annę w niewielkim sklepie osiedlowym zagadnęliśmy o sporą skrzynkę z dorodnymi jabłkami, która została ustawiona na podłodze tuż przy ladzie. Nieuważny klient właściwie może się o nią potknąć.
- Raz są to jabłka, choć trzy dni temu miałam piękne pomidory malinowe. Wrzucam tu zawsze najlepsze dostawy warzyw i owoców, i wie Pan co, potrzebuję mniej niż dniówki, by sprzedać wszystko, wcześniej te artykuły sprzedawały się gorzej, bo stały w rogu – tłumaczy.
Rzeczywiście, to idealna kopia strefy przed kasą z sieciówek, choć wygląda zupełnie inaczej i dotyczy innego asortymentu.
Osoby, chętnie sięgają do skrzynki przy ladzie. Pani Anna pamięta, by nie była zbyt pełna, bo wtedy widać, że ktoś przed nimi, skusił się na jej zawartość. - Ludzie przyzwyczaili się, że nie kupią tam byle czego – wyjaśnia
Inną metodą jest odpowiednie zaaranżowanie sklepowej lady. Są sprzedawcy, którzy dbają o to, by wychodzący klienci w zasięgu wzroku mieli polecane towary. Czasem są to przecenione słodycze, w przypadku których zbliża się termin ważności lub inne produkty w promocji. I choć mogłoby się wydawać, że ten pomysł został zaczerpnięty z sieciówek, nic bardziej mylnego.
CZYTAJ TAKŻE: Pieniądze dla małych księgarni
Ta metoda sięga wczesnych lat 90-tych kiedy zawodowy merchandising jeszcze w Polsce raczkował. To właśnie tak eksponowane były np. popularne greckie wafle Koukouroukou, czy gumy „Turbo”, które 30 lat temu były tak popularne jak dziś lody Ekipa.
A skoro jesteśmy przy łakociach... Sprzedawcy znają doskonale zjawisko „Mamo kup mi!”. Właśnie dlatego smakołyki dla dzieci czy popularne słodycze ustawiane są w zasięgu wzroku dzieci, gdzieś na wysokości 1,10m – 1,30m. Trzeba przyznać, że ta stara jak świat metoda nie została wynaleziona przez ekspertów od sprzedaży.
Podobne zabiegi znane były już w sklepach w międzywojniu, kiedy tworzono niskie przeszklone regały z cukierkami. Wszystko po to, żeby dziecko bez problemu mogło wskazać produkt. A kiedy coś wydaje się w ich zasięgu ręki, to prawie jakby to miały – dlatego tym silniej przekonują rodzica czy opiekuna do zakupu konkretnego artykułu.
Jak w serialu Rancho
Wiejskie sklepy posiadające zezwolenie na sprzedaż alkoholu, często stają się minibarami. Przed sklepem tworzone są strefy, w których można wypić piwo. Zwykle nie wyglądają one tak jak słynna ławeczka z serialu telewizyjnego „Rancho”. Coraz częściej są to osłonięte w jakiś sposób „kąciki” do zewnętrznej konsumpcji. Jak pokazują badania, tego typu inwestycja zwiększa sprzedaż alkoholu nawet o… kilkaset procent. W tego typu miejscach lepiej sprzedają się też papierosy i drobne przekąski.
Małe sklepy na prowincji prowadzą często tzw. „zapisy na chleb”. Choć pieczywo nie jest jakimś trudno osiągalnym dobrem, każdy lokalny klient ma swoją ulubioną piekarnię. Co ciekawe, na ludzi, szczególnie pod koniec tygodnia lub przed świętami działa kartka „zapisy na chleb i wędliny”. Dzięki temu sprzedawca ma pewność, że zamówi optymalną ilość pieczywa, a po drugie… że klient nie kupi chleba u konkurencji. A jeśli w sobotni poranek przyjdzie po chleb, kupi też inne produkty.
Podobnych przykładów różnych lifehacków zwiększających sprzedaż w małych sklepach jest dużo więcej. Jeśli zauważyłeś jakiś nowy, nietypowy sposób, koniecznie do nas napisz na adres redakcja@magazynfirma.pl