Janusz Filipiak od zera zbudował Comarch, jedną z największych firm informatycznych w Polsce. Przez wiele lat notowany był na liście najbogatszych Polaków.
Miał tytuł profesora. Wykładał na Akademii Górniczo-Hutniczej. Chciał wypromować koncepcję, w której uczelnie wyższe są w stanie dobrze współpracować z biznesem. W związku z tym po namowach rektora AGH, a także własnej żony, założył firmę informatyczną. Jedno z pierwszych zleceń dotyczyło zaprojektowania i stworzenia systemu, który inwentaryzował zasoby. Program został przygotowany dla ówczesnej Telekomunikacji Polskiej.
Już w 1999 roku Comarch wszedł na giełdę. Prezes Janusz Filipiak szybko zrozumiał, że rynek polski jest zbyt mały dla niego. Zaczął sprzedawać usługi informatyczne dla zagranicznych podmiotów. W sprawozdaniu za pierwsze półrocze tego roku pojawia się informacja, że firma realizuje zlecenia dla firm z 70 krajów.
W pierwszej połowie 2023 r. 51 proc. przychodów pochodziło z Polski, a 18 proc. z krajów niemieckojęzycznych (Niemcy, Austria, Szwajcaria). Comarch zatrudnia 6,6 tys. specjalistów, a wartość rynkowa spółki przekracza 1,1 mld zł.
CZYTAJ TAKŻE: BIK - Biuro Informacji Kredytowej. Jak działa?
Janusz Filipiak znany był z tego, że wypłacał sobie bardzo wysokie wynagrodzenie. Podobnie dużą pensję miała jego żona, która zasiadała w radzie nadzorczej.
Zmarły biznesmen miał 24,6 proc. akcji Comarchu, które dają 36,8 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Kolejne 10,4 proc. ma jego żona Elżbieta, a jej akcje dają 28 proc. głosów. Oboje kontrolowali 65 proc. głosów.
O tym jak wysokie było to wynagrodzenie, niech świadczy fakt, że w 2018 r. na wynagrodzenie prezesa Filipiaka poszło aż 40 proc. zysku Comarchu. W 2021 r. Filipiak dostał łącznie 25,4 mln zł. Było to wtedy rekordowo wysokie wynagrodzenie w całej Polsce.
Dziewięć lat temu biznesmen rozmawiał na przykład z "Gazetą Wyborczą". Opowiadał wtedy, że tak naprawdę w swojej tysiącmetrowej rezydencji praktycznie nie mieszka. A swoim luksusowym pojazdem właściwie nie jeździ.
Byłem ostatnio w Dubaju robić biznes. Moimi partnerami w rozmowie byli właściciele samych rolls-royce'ów. Więc też posiadam go sobie i jestem spokojniejszy. Polaków ciągle traktuje się na świecie jako ludzi gorszych. Jeśli więc robię biznes w wysokiej lidze, tym bardziej muszę mieć wszystkie atrybuty osoby, która gra w wysokiej lidze" – opowiadał "GW".
Zasłynął z ostrych wypowiedzi. W jednym z wywiadów przekonywał, by ludzie nie latali na urlopy do Turcji czy Grecji. "Uświadomienie ludziom, że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak ja idę do sklepu w swojej okolicy pod Krakowem, to przecież ludzie wynoszą takie siaty tego mięsa, że ja nie wiem, co oni z nim robią. Tu jest duża praca do wykonania" — podkreślił.