„To jest, proszę Pana, katastrofa, ja już się z tego nie podniosę” - powiedziała w rozmowie z Magazynem Firma, pragnąca zachować anonimowość właścicielka niewielkiego pensjonatu na Podhalu. - „Jest śnieg, są piękne warunki, są telefony od turystów i są obostrzenia, które jak kamień młyński uwiązali nam u szyi. Teraz toniemy w długach” - powiedziała, nie kryjąc bezradności i łez.
Skalę tego, co przeżywają przedsiębiorcy żyjący z turystyki widać w liczbach. Jak donosi GUS - „W listopadzie 2020 r. z turystycznych obiektów noclegowych skorzystało 0,6 mln turystów, którym udzielono 1,4 mln noclegów. W porównaniu z listopadem 2019 roku było to mniej odpowiednio o 77,4% i o 76,6%. Znaczny spadek liczby turystów, w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku, odnotowano również w grudniu 2020 r.; według szacunków liczba osób korzystających z noclegów była niższa o 80,4%”
Przypomnijmy, 7 listopada możliwość zakwaterowania w obiektach noclegowych mieli jedynie pracownicy oraz przedsiębiorcy przebywający w delegacji oraz sportowcy. Był to pierwszy cios w branżę, która próbowała się bronić na wszelkie możliwe sposoby, o czym pisaliśmy TUTAJ. Ówczesne obostrzenia były bowiem bardzo dziurawe i… na wiele pozwalały.
Całkowite zamknięcie hoteli i stoków narciarskich nastąpiło zaraz po Bożym Narodzeniu. Od 28 stycznia do tej pory nocleg w hotelu, pensjonacie, motelu czy w ulubionej kwaterze w góralskim domku jest właściwie niemożliwy. Branża jest całkowicie sparaliżowana, a przy życiu ma ją utrzymywać słabowydajna rządowa kroplówka podpięta w ramach tarczy branżowej.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza Finansowa PFR 2.0 nie dla zbuntowanych przedsiębiorców?
Jeśli, ktoś porówna skalę spadków z początkiem pandemii, pewnie uzyska znak równości. Analizując jednak głębiej problem, obecne załamanie przypada na okres wysokiego sezonu, który zwykle wypracowuje zdecydowaną większość zysków. Są bowiem miejsca, gdzie z zimowego utargu żyje się cały rok…
Nie pomogły też ferie zimowe ustanowione celowo na ten sam czas dla wszystkich polskich województw. Organizacja zimowisk była praktycznie niemożliwa. Jedyne, co mogli zrobić agenci sprzedający obozy narciarskie, czy zimowe kolonie to wyrzucić katalogi pełne zimowych zdjęć do pojemnika na makulaturę. Nawet jeśli za rok wszystko wróci do normy, nie wiadomo, w jakim stopniu baza noclegowa i sprzętowa przetrwa pandemiczne trzęsienie ziemi. Lawina już zeszła, ale na liczenie strat pewnie jest zbyt wcześnie.
CZYTAJ TAKŻE: Zmiany w bonie turystycznym. Kto może zrealizować usługę i jak dopisać się do listy
Pandemiczny halny szczególnych zniszczeń dokonał w Małopolsce, której głównym ośrodkiem turystycznym o tej porze roku jest Podhale z Zakopanem na czele. Prócz tego jest Krynica, Szczawnica, Wierchomla, Rabka i dziesiątki innych miejscowości, w których wraz z pierwszym śniegiem rozpoczyna się biznes dla tysięcy mniejszych lub większych firm, często rodzinnych. Dość powiedzieć, że tylko w listopadzie spadek liczony r/r w wykorzystaniu noclegów wyniósł tam 85,2%. Jeszcze gorzej wyglądało to w grudniu, kiedy skala załamania sięgnęła… 87,2%. Tradycyjny dla wielu sylwester w górach nie odbył się, co tylko pogrążyło branżę w niespotykanym dotąd marazmie.
Im wcześniej, tym lepiej. Każdy dzień skrócenia lockdownu to dodatkowa szansa na oddech dla całej branży. Choć ferii już nie będzie, jest jeszcze szansa na śnieg. Odblokowanie noclegów i stoków prawdopodobnie wywołałoby boom na zimowe szaleństwo, co poprawiłoby sytuację wielu przedsiębiorstw. Niestety rząd wraz ze służbami sanitarnymi tego boomu się boi. Pierwszym możliwym terminem otwarcia są… walentynki. Będzie to już połowa lutego i właściwie końcówka sezonu. Który przy sprzyjających wiatrach może potrwać do końca marca. Blokadą jest jednak pandemia, która z pewnością potrwa o wiele dłużej.