Rynek pracodawcy nie potrwał długo, przynajmniej w odniesieniu do specjalistycznych stanowisk, których obowiązki można wykonywać zdalnie. Pracownik z małej miejscowości z Podkarpacia, Lubuskiego, lub Warmii i Mazur posiadający wiedzę, doświadczenie kompetencje, nie musi się zamykać w lokalnej rzeczywistości. Może pracować dla warszawskiej korporacji, nie wyjeżdżając do Warszawy. Wystarczy szybkie łącze i umiejętność pracy zdalnej. A to bardzo zła informacja dla pracodawców z małych miast.
Pandemia namieszała. Wiele firm wie już, że pracę można dobrze wykonać zdalnie. Że inwestycje w powierzchnię biurową oraz jej najem nie są już tak kluczowe. Że pracownika można znaleźć „gdzieś w Polsce” i nie silić się na pomysły ściągnięcia go do dużego miasta. Co ciekawe, często za wynagrodzeniem, które nie jest tak wysokie jak w przypadku specjalistów z wielkich aglomeracji. Jest wiedza, jest doświadczenie, jest szybki internet – to jest i praca. Z tarasu lub salonu gdzieś tam w Polsce.
Na koniec maja 2021 roku w całym kraju było zarejestrowanych nieco ponad milion bezrobotnych. Stopa bezrobocia wyliczana według polskiej metodologii wyniosła 6,1%, co jest jednym z najlepszych wyników w Unii Europejskiej.
Oczywiście są obszary takie, jak słynny już powiat szydłowiecki, położony na południu woj. mazowieckiego, gdzie stopa bezrobocia wciąż wynosi 23,6%, czy graniczący z nim, ale położony już w woj. świętokrzyskim powiat skarżyski, w którym zarejestrowani bezrobotni stanowią 16,3% ludności zawodowo czynnej. Ale pamiętajmy, że i tam w ciągu dekady, sytuacja się poprawiła, a wysoki odsetek bezrobotnych wynika głównie ze specyfiki tych obszarów oraz dotyczy głównie osób o bardzo niskich kwalifikacjach. Młodzi, wykształceni z językami pojechali szukać pieniędzy i doświadczenia gdzie indziej. I już tam zostali.
W wielu powiatach, nawet tych położonych z dala od dużych aglomeracji, bezrobocie jest poniżej 7%. W wielu firmach brakuje rąk do pracy. Hale fabryczne, także na prowincji coraz częściej wypełniają się językiem ukraińskim. A specjaliści z biura, backoffice’u oraz menadżerowie są coraz trudniej dostępni. Dawniej przedsiębiorcy z mniejszych miast kusili ekspertów z wielkomiejskim doświadczeniem, trzema językami i MBA samochodami służbowymi, wysokimi zarobkami, często służbowym mieszkaniem.
Teraz jeśli chcą ich pozyskiwać skutecznie, muszą godzić się na jeden, często trudny do zaakceptowania warunek – praca zdalna, a i to nie zawsze się udaje. Jak pokazuje doświadczenie przestawienie się na pracę na odległość to dla wielu rodzimych firm problem natury mentalnej. Trudno się przełamać…
CZYTAJ TAKŻE: 10 niedrogich benefitów dla pracowników
To, z czym mają problem firmy „gdzieś w Polsce”, z powodzeniem wykorzystują już duże korporacje oraz firmy np. z międzynarodowym doświadczeniem, które w czasie pandemii masowo uciekły „na zdalną”, traktując lockdown jak eksperyment. Wiele z nich już wie, że rezygnacja z przestrzeni biurowej tam, gdzie nie jest to konieczne, generuje niemałe oszczędności.
Posiadanie w CV pracodawcy z Warszawy czy innego dużego miasta, wiele osób z mniejszych miejscowości traktuje jak nobilitację. Dodatkową zachętą jest inna kultura pracy, często wyższe zarobki, a czasem spełnienie zawodowych marzeń, które jeszcze kilka lat temu musiały wiązać się z koniecznością wyjazdu do stolicy. Teraz wielu nie musi tam wyjeżdżać, no, chyba że na szkolenie, kwartalne zebranie zespołu czy spotkanie integracyjne. Nic więcej.
- „Dwoje kluczowych pracowników z działu księgowego w ostatnim kwartale złożyło wypowiedzenia. Z tego co wiem, przechodzą do różnych firm z Warszawy i Wrocławia. Potwierdzili w rozmowie ze mną, że będą pracować zdalnie” – napisał do nas pan Roman, właściciel niewielkiej firmy z południowej Polski. W rozmowie z nami przyznaje, że boi się utrzymania takiego trendu. Bo na jego lokalnym rynku pracy brakuje i specjalistów i robotników. Część produkcji obsługują już Ukraińcy.
Część pracowników fizycznych, których w kraju nic nie trzyma, jedzie do pracy w Norwegii. Nawet w czasie pandemii według różnych danych pracowało tam 120 tys. osób znad Wisły, co na kraj o populacji niewiele przekraczającej 5 mln to spory odsetek. Kilka razy więcej osób znalazło zatrudnienie w Niemczech. Spora część z nich nawet nie wyjechała, tylko dojeżdża do pracy przez granicę. Codziennie tak, jak ponad 2 mln europejczyków z różnych krajów.
To pokazuje, że w wielu miejscach walka o pracownika musi się zaostrzyć. Wiele firm, szczególnie tych z małych miast musi coś zrobić z funduszem płac, który coraz mocniej pogrąża ich w pułapce niskiej konkurencyjności. Wielu przedsiębiorców już wie, że rynek pracodawcy długo nie potrwa, a na niektórych odcinkach frontu dawno się skończył.