Historia wirusów na telefony komórkowe zaczęła się wiele lat po narodzinach pierwszych komórek. Po prostu pierwsze urządzenia zapewniające mobilną komunikację były zbyt proste, by cokolwiek do nich doinstalować. Nie oznacza to, że nie brakowało cyberoszustw, polegających głównie na smishingu lub wyłudzaniu drogich połączeń poprzez dziwne tonowe kombinacje podczas połączeń.
Nic więc dziwnego, że w chwili narodzin smartfonów nikt, absolutnie nikt, nie był przygotowany na to, że oto trochę nowszy od poprzednika telefon w tylnej kieszeni spodni, może stać się celem ataku zorganizowanych grup przestępców.
Przestępcy działający w wirtualnej przestrzeni lubią chodzić na skróty. Zazwyczaj scenariusz ich działania zawęża się do dwóch sposobów. Po pierwsze, wyszukują luki bezpieczeństwa w istniejących systemach lub aplikacjach – co skutecznie starają się łatać ich twórcy w kolejnych aktualizacjach. Po wtóre, sami tworzą złośliwe oprogramowanie, które pod przykrywką gry lub sympatycznego widgetu dobierze się do naszej poczty, bazy klientów, historii połączeń, a nawet rodzinnych fotografii.
A zatem nie zawsze mamy do czynienia z „klasycznym” wirusem, który pustoszy nasz telefon, ale całkiem przebiegłą bestią, która może narazić nas zarówno na straty materialne, jak i wizerunkowe. W dobie RODO wyciek baz danych to bardzo złowieszcza perspektywa, prawda?
Nietrudno o opinie, według których antywirus w komórce jest potrzebny jak drzwi do lasu. Może w takiej Nokii 3310 i owszem. Współczesne smartfony są jednak małymi komputerami z o wiele lepszymi parametrami niż Twój laptop sprzed 10 lat. Co więcej, mamy je przy sobie non stop, a zatem dla cyberprzestępców mogą być źródłem wielu informacji o naszym biznesie. Nawet o tym kiedy robimy lunch i gdzie jeździmy na wakacje. Biorąc pod uwagę całkiem realne, zdalne wykorzystanie mikrofonu – istnieje możliwość podsłuchania rozmowy z kluczowym kontrahentem. I to w restauracji.
Pamiętajmy, że wiele antywirusów dostępnych na rynku, także tych stworzonych przez liderów w branży jest o niebo tańszych od „komputerowych” odpowiedników. Czasem kupując pakiet takich programów na firmowe laptopy, możemy dostać w gratisie odpowiednią apkę na telefon. Skorzystajmy z niej, z pewnością nie stracimy.
Szczególnie ważne jest zwracanie uwagi na kwestie bezpieczeństwa w przypadku telefonów z systemem operacyjnym android, który jest z definicji otwartym rozwiązaniem. Można go stosować na różnych urządzeniach, a przez to „dobrać się” od niego na wiele sposobów. Liczba szkodliwych programów ujawnianych i wyrzucanych przez administratorów sklepu z aplikacjami mówi sama za siebie… To prawdziwy tabun trojańskich koni!
Powyższe pytanie powinno brzmieć zupełnie inaczej: Co oprócz zainstalowania antywirusa powinienem lub powinnam zrobić, by zadbać o swoje cyfrowe bezpieczeństwo. A do zrobienia jest dużo. Warto sprawdzać w ustawieniach, jakie uprawnienia ma konkretna aplikacja.
Jeśli podczas instalacji program do obróbki zdjęć poprosi nas o dostęp do skrzynki kontaktowej, powinniśmy zachować szczególną ostrożność i takiej zgody nie wyrazić. To samo jeśli zauważymy „dziwny” ruch po stronie danych np. w godzinach nocnych, czy w porze pracy, kiedy akurat nie korzystaliśmy z telefonu. Współcześnie da się sprawdzić, która aplikacja stoi za nadmiernym wykorzystaniem danych. Nie chodzi tu o kwestie oszczędności, ale sprawdzenie, czy przypadkiem zainstalowana aplikacja nie wysyła na drugi koniec świata naszej mailowej korespondencji.
Wiele antywirusów oprócz opcji wyszukiwania szkodliwych programów zajmie się też tropieniem dziwnego zachowania aplikacji, o czym natychmiast będziemy powiadomieni. Taki sprytny szpieg, oczywiście z wiarygodnego źródła, jest niesamowicie wygodny i użyteczny, i co tu dużo mówić, warto za niego zapłacić. W przeciwnym razie możemy stracić dużo więcej.