Może zabraknąć prądu, może zdarzyć się awaria wodociągu i ogrzewania. Liczymy się z tym, że padnie internet. Ale żeby zabrakło Facebooka!? Jeden z użytkowników Twittera przyznał się, że w przypływie zdenerwowania zniszczył własny telefon, bo nie mógł wysłać do bliskich ważnej informacji na temat zdrowia swojej matki przez Messengera. 5 minut później dowiedział się, że to nie była wina telefonu, a globalnej awarii Facebooka...
Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika, taka awaria to jedynie przerwa w scrollowaniu postów. Dla niektórych to nawet zdrowy odwyk. Jednak dla firm, które miały zaplanowaną kampanię reklamującą najnowszą promocję, relację na żywo z ważnego eventu, lub komunikujących się z załogą przez grupę na WhatsApp’ie, to ogromny problem. Jakie wnioski dla firm niesie poniedziałkowa awaria Facebooka?
CZYTAJ TAKŻE: Jak zorganizować konkurs na Facebooku?
Serwis social mediów, poczta elektroniczna, serwer z naszą stroną internetową, usługi chmurowe, mają prawo się czasem zepsuć. To znaczy, my uważamy, że takiego prawa nie mają. Awarie się jednak zdarzają. To po pierwsze. To oznacza, że zawsze trzeba być gotowym na taką ewentualność. Znane są przecież przypadki pożarów serwerów, działań hakerów, czy prozaicznych zdarzeń, które powodowały cyfrowy blackout dla wielu firm.
Jaki wniosek powinniśmy wyciągnąć z tej lekcji? Trzeba być gotowym na taką ewentualność i mieć plan „B”. Jeśli całą komunikację ze współpracownikami opierasz na grupie na jednym komunikatorze, zrób drugą awaryjną. Koniecznie powinna działać na konkurencyjnej platformie. Skoro Messenger i WhatsApp są z jednej stajni, szukaj dalej. Z pewnością znajdziesz: Skype, Hangouts, Signal – to tylko niektóre z nich. Jeśli wszystkie ważne dane trzymasz w chmurze, zrób backup na innej, lub na fizycznym nośniku w firmie. Podobne przykłady można mnożyć. Pamiętaj. Jedynym pewnym „usługodawcą” jest słońce, które ma jeszcze świecić przez kilka miliardów lat. Wszystko inne może się popsuć.
Nie ważne, czy organizujesz konkurs z nagrodami na Facebooku, czy planujesz relację na żywo na instagramie. A może chcesz zrobić megapromocję na produkty w sklepie powiązanym z kanałem socialmediowym. W każdym wypadku, w regulaminie musisz dodać klauzulę o możliwości wystąpienia siły wyższej, lub „przyczyn niezależnych od organizatora”.
Dobrze jest znaleźć i w tym przypadku furtkę „B”. W razie problemów „live” z konferencji produktowej, czy premierę najnowszej usługi zawsze można zrobić gdzie indziej. I nawet jeśli efekt nie będzie powalający, wychodzisz z twarzą. Obiecałeś, więc słowa dotrzymałeś, bo udało się wybrnąć z awarii, która sparaliżowała pół świata. Dodatkowo, jeśli zabezpieczyłeś się stosownym zapisem w umowie – jesteś zwycięzcą.
Ten truizm to jedno z praw Murphiego. I nie chodzi tu już o samą awarię Facebooka. Popsuć się może wszystko – twój komputer, smartfon, kluczowa maszyna w dziale produkcji. Może zachorować główny koordynator ważnego projektu. Nic nie działa na zawsze i na pewno. Dlatego głównym wnioskiem z poniedziałkowej awarii Facebooka powinna być także pokora i gotowość do naprawienia sytuacji wszelkimi możliwymi sposobami.
Choćby z tego powodu, ważne są symulacje lub procedury niemal na każde możliwe zdarzenie. Nigdy nie wiemy, kiedy okażą się przydatne i uratują nam skórę.