Świat wstrzymał oddech, patrząc na rozwój wydarzeń i wsłuchując się w doniesienia z granicy rosyjsko-ukraińskiej. Mimo że nikt nie wie, czy do wojny w ogóle dojdzie, niepokój już przekłada się na nastroje w polskim biznesie.
Jak wynika z danych Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu w 2021 r. odnotowano wzrost zarówno eksportu, jak i importu między Polską a Ukrainą. Eksport towarów znad Wisły wyniósł 68,24 mld dolarów. To oznacza wzrost o 38,34%. Z kolei import towarów „Made in Ukraine” wyniósł 73,3 mld USD, co przełożyło się na wzrost o 35,64%. Saldo obrotów aktualnie jest ujemne i wynosi 5,05 mld dolarów amerykańskich.
W czasie, w którym MSZ ostrzega przed podróżami na Ukrainę, wiele firm nie chce ryzykować np. wyjazdami handlowymi do naszego wschodniego sąsiada. Transport nadal jest utrzymywany, jednak jak przyznaje nam jeden z handlowców, zarząd firmy, w której pracuje, już zawiesił zaplanowane wyjazdy na spotkania z klientami w Kijowie i Zaporożu, a to może przełożyć się na konkretne straty.
CZYTAJ TAKŻE: Kto zarabia na polsko-białoruskim konflikcie?
Nikt nie ma wątpliwości, że wybuch ewentualnej wojny jeszcze bardziej pogorszy sytuacje. Jeśli rzeczywiście doszłoby do konfliktu, który obejmie cały kraj, wymiana handlowa z Ukrainą może zostać całkowicie zamrożona.
Według danych Narodowego Banku Ukrainy w 2020 roku wartość polskich inwestycji zagranicznych w tym kraju wynosiła 129,3 mln dolarów. To oznacza, że Polska jest czwartym największym inwestorem nad Dnieprem. Choć są też zestawienia, które plasują nas nieco niżej w rankingu. Niemniej, w przypadku ewentualnej wojny musimy liczyć się z poważnymi stratami po stronie polskich inwestorów. Wszystko będzie zależało od skali konfliktu, oraz zasięgu terytorialnego działań zbrojnych. Choćby z tego powodu, trudno przewidywać skalę ewentualnych problemów po stronie inwestorów z naszego kraju.
Polska liczy się z tym, że w razie wybuchu wojny, do Polski napłynie fala uchodźców z Ukrainy. Mowa o dziesiątkach tysięcy ludzi. Warto pamiętać, że w Polsce istnieje możliwość legalnego zatrudnienia osób, które czekają dopiero na status uchodźcy. Pisaliśmy o tym w tym artykule. Ważne jest jednak to, by miały odpowiednie zaświadczenie wydane na przykład przez szefa Urzędu ds. cudzoziemców. Można się więc spodziewać, że w takiej sytuacji diametralnie zmieni się sytuacja na rynku pracy. Szczególnie we wschodnich województwach.
Szacuje się, że chłonny, polski rynek pracy, mógłby znaleźć miejsce zatrudnienia dla sporej części uchodźców z Ukrainy. Pośrednio taka sytuacja mogłaby obniżyć presję płacową. Dla państwa oznaczałaby jednak potężne koszty pomocy humanitarnej dla osób, które będą szukały schronienia na terenie Rzeczypospolitej Polskiej.