Kiedy oglądamy film katastroficzny, spodziewamy się nieuchronnej katastrofy. Kiedy wszystko drożeje, jesteśmy niemal pewni, że sprzedaż spadnie. Czarne wizje, przynajmniej na razie, możemy odłożyć jednak na bok.
CZYTAJ TAKŻE: Firma i inflacja. TOP5 pomysłów na drożyznę
Sprzedaż w czasach inflacji może wyglądać dobrze, a nawet lepiej niż spodziewają się tego ekonomiści. Jak donosi Główny Urząd Statystyczny, sprzedaż detaliczna liczona w cenach stałych urosła w listopadzie 2021 roku o… 12,1% w stosunku do sytuacji sprzed roku. Co takiego się stało? Dodajmy, że nawet optymiści wśród ekonomistów, jeśli wskazywali na wzrost, to maksymalnie jednocyfrowy.
Jeśli teraz opisujemy sprzedaż w czasach inflacji, to w ubiegłym roku, w listopadzie pisaliśmy o sprzedaży w czasach pandemii. Co prawda problemu z wirusem nie rozwiązaliśmy, ale w ubiegłym roku była zupełnie inna sytuacja. Listopad 2020 zaczęliśmy rządowym cmentarnym lockdownem. Potem doszły lekcje zdalne dla młodszych uczniów i kolejne branże wyłączane z normalnego działania. Tyle i aż tyle. Dziś, w środku czwartej fali takich obostrzeń nie ma.
Dochodzimy więc do pojęcia „efekt bazy”. O ile w listopadzie 2020 roku był spadek sprzedaży detalicznej o 5,3%, to teraz „zrobienie wyniku” było dużo prostsze. A gdzie w tym wszystkim efekt rekordowej inflacji? Spokojnie, pewnie nadejdzie, ale jeszcze nie teraz. Grudzień tradycyjnie też może wyglądać „nieźle”, bo przecież nadchodzą święta. Przełożenia inflacji na sprzedaż można zatem spodziewać się dopiero w nadchodzącym roku. Gorzej jeśli zadziała ze zdwojoną siłą.
Skoro obostrzeń nie ma, handel powoli mógł powracać do normalności. O ile możemy tak nazwać czas z inflacją na poziomie 7,8% (odczyt za październik 2021 r.). Ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan Mariusz Zielonka zwraca uwagę również na niską bazę. Dodaje jednak, że mimo wszystko wynik sprzedaży detalicznej z listopada osiągnął poziom znacznie przekraczający oczekiwania. Jak przyznaje – to duże zaskoczenie. „Pomimo efektu bazy, można wnioskować, że obywatele ruszyli wcześniej do sklepów z obawy o kolejne możliwe restrykcje. Dodatkowo pozytywnego efektu wzrostu można upatrywać w zaniepokojeniu o ciągle rosnące ceny produktów i usług” – czytamy w komentarzu Lewiatana.
CZYTAJ TAKŻE: Pomysł na biznes. Nie zgadniesz jakich zleceń firmy remontowe mają najwięcej!
Kto zatem odpowiada za nadspodziewany wzrost sprzedaży? Wynik mocno wykręciły sklepy odzieżowe i obuwnicze (wzrost o prawie 56%!). Na drugim biegunie jest spadek w kategorii pojazdów, motocykli oraz części. Można było się go spodziewać. Kryzys mikroprocesorów robi swoje.
Czy grudzień tradycyjnie zaskoczy nas równie wysokim odczytem? Niewykluczone. Tu również możemy spodziewać się nie tylko „efektu św. Mikołaja”, ale także niskiej bazy, która w obliczu pandemicznych obostrzeń sprzed roku może być decydująca. Wszak zamkniętych galerii dziś nie ma. Wysokie ceny i owszem.