Jak zawsze w podobnych sytuacjach diabeł tkwi w szczegółach. Tak samo jest tym razem. Znamy pomysł, ale nie znamy prawnych ram, w jakich ma on funkcjonować. Podczas weekendowego spotkania w Przysusze (Mazowieckie) Jarosław Kaczyński powiedział wprost. Sprzedaż produktów rolnych do 100 tysięcy złotych bez podatku w ramach gospodarstwa. W gminach powstaną specjalne targowiska, które ułatwią taki biznes. Łatwiejsze, według zapowiedzi, będą także tego typu transakcje zawierane przez internet.
Skoro jest limit, pewnie potrzebna będzie odpowiednia ewidencja i mechanizmy kontroli takiej nieopodatkowanej sprzedaży detalicznej. O tym nie wiemy nic. Wiemy jednak, że małe, lokalne sklepy czeka potężna konkurencja. Sprzedaż do 100 tys. złotych bez podatku to instrument, który może przynieść rolnikom spore zyski. Zamiast wizyty w lokalnym spożywczaku, dużo bardziej opłacalny będzie bowiem zakup artykułów spożywczych u źródła. Na wsi lub na targu, prosto „z przyczepy”.
CZYTAJ TAKŻE: Polski Ład krok po kroku. Co oznacza dla firm?
W kontekście sprzedaży artykułów rolnych i cen sklepach, z ust polityków jak mantra powtarzany jest zwrot „konieczność skrócenia łańcuchów dostaw”. Ten pomysł zdaje się być realizacją tego postulatu krótkim uderzeniem legislacyjnej siekiery. Rolnicy mogą cenowo stworzyć potężną konkurencję. Pominięcie pośredników pozwoli nie tylko na możliwość zaoferowania atrakcyjnych cen, ale także niezłe marże, które sprawią, że będzie bardziej opłacało się jechać z przyczepą ziemniaków na lokalny targ w gminie czy pobliskim miasteczku powiatowym, niż do skupu.
Limit 100 tysięcy złotych bez podatku dla jednego rolnika może wydawać się niewielki. Wystarczy jednak pomnożyć go przez liczbę gospodarstw w jednej miejscowości. W ten sposób, niewielka wieś, która liczy 10 gospodarstw, w ciągu roku będzie mogła wygenerować legalną, nieopodatkowaną sprzedaż na poziomie... 1 mln złotych. W warunkach dość wysokich cen, wielu mieszkańców miast, będzie wolało jechać na wieś po większe zapasy niż odwiedzać lokalny market. Otwiera się zatem dosłownie i w przenośni nowy rynek, który może uderzyć detaliczny handel nieprzetworzonymi artykułami spożywczymi.
Są w Polsce miejsca, gdzie tradycja handlu na targach, trwa nieprzerwanie od… kilkuset lat i ma się dobrze. Znamy miasta na południu kraju, w których nawet od XVI wieku zachowany jest zwyczaj tych samych dni targowych, które nadal żyją w świadomości mieszkańców. Wprowadzenie możliwości sprzedaży do 100 tysięcy złotych bez podatku może wzmocnić te tradycje i wygenerować dużo większy ruch w takich miejscach. Może oznaczać to poważny cios dla właścicieli osiedlowych sklepów, warzywniaków, a także w mniejszym stopniu dużych sieci.
Z pewnością wprowadzenie takiego przepisu, będzie wymagało wdrożenia odpowiednich mechanizmów ewidencji i kontroli takiej sprzedaży. Nie wiadomo na ile będzie ona efektywna. Szara strefa występuje wszędzie, na wsi również. Wykrycie takiej nieopodatkowanej sprzedaży jajkami, ziemniakami czy sałatą w niewielkim gronie klientów-znajomych jest właściwie niemożliwe.