O tym, że karta kredytowa to często poważny balast przekonał się jeden z przedsiębiorców, którego historię na kanale „Biznes na Ostro” w cyklu „Inwestycyjny Starter” przedstawił ekspert ds. kredytów hipotecznych Michał Szczepaniak. „Miałem przed laty klienta, który kupował apartament w bardzo wysokiej kwocie. Miał spory wkład własny, a jego dochody nie budziły wątpliwości. Na swoje nieszczęście miał… czarną kartę kredytową bez limitu”. Zdolność kredytowa stanęła pod znakiem zapytania.
W czym zatem był problem? Aby go zrozumieć, spójrzmy, jak banki patrzą na karty kredytowe w czasie ustalania zdolności kredytowej. Każda instytucja finansowa ma tutaj swoje procedury. Powiedzmy, że bank w przypadku posiadania takiej karty przez klienta, taktuje 5% takiej karty jako potencjalną ratę kredytu. W tym przypadku zgubna, a także bezlitosna dla zamożnego kredytobiorcy okazuje się królowa nauk. „Jak wiemy z matematyki 5% od nieskończoności, daje nam… nieskończoną ratę. To spowodowało, że klient otrzymał decyzję negatywną” – opowiada Szczepaniak. Jak dodał, sprawę udało się wyjaśnić dopiero w procedurze odwoławczej.
Całą rozmowę z Michałem Szczepaniakiem można obejrzeć poniżej.
Jak się okazuje, nie jest istotne, czy używamy, czy też nie karty kredytowej. Dla banku istotny jest sam fakt jej posiadania. Należy pamiętać, że nawet niewykorzystane karty, z samym limitem, jednak bez zadłużenia, obniżają zdolność kredytową potencjalnym kredytobiorcom!
Łatwo się mówi, trudniej realizuje. Są bowiem osoby, które np. często podróżują za granicę i korzystają z wypożyczalni samochodów. W przypadku, w którym karta kredytowa jest nam niezbędna, nie musimy z niej rezygnować. Czasem w poprawie zdolności kredytowej wystarczy obniżenie limitu.
W przypadku, w którym posiadamy kartę, z której nie korzystamy, możemy pomyśleć o jej zamknięciu. Takie działanie z pewnością poprawi nasz obraz w oczach (i algorytmach) bankowych analityków. Jest niemal pewne, że w takiej sytuacji, nasza zdolność kredytowa poprawi się.